Przejdź do głównej zawartości

„ My Baby”

          


              Po długiej i wyczerpującej podróży przez ciągnące się niczym Ocean -pałacie lasów, dotarłam wreszcie do miejsca mojego przeznaczenia, Laconii w Stanie New Hampshire. W tej letniskowej mieścinie, którą otaczają zewsząd jeziora i góry, przeplatane zielonymi pasmami drzew, czekała na mnie nowa, druga już z kolei praca, a z nią kolejny „dom” i jego mieszkańcy.
Szefowa pokazała mi domek! Cóż za szok!. Miałam mieszkać z Polakami, a tu…
   Po długim okresie osamotnienia na jakiejś „bezludnej wyspie”, na której zamiast z ludźmi ma się do czynienia z  „ człekokształtnymi pawianami”-  których na pewno nie zaprosiłbyś do swojego „nieba”!  Dostał mi się „domek”- pożal się Boże, drewniana pakamera na palikach. A w nim zamiast przyjaznego polskiego, jakiś bełkot łamanej angielszczyzny. Po kolei z pokojów do kuchni, wychodzą   dziewczyny; pierwsza –„czarna”, druga- „czarna” trzecia i czwarta…, przedstawiają się z sympatycznym uśmiechem, za którym jednak kryje się  niepewne i podejrzliwe spojrzenie, które podobnie rysowało się także na mojej twarzy.          Okazało się, że nie ma w tym domku żadnego „białego”. Pomyślałam: „ z deszczu pod rynnę…”. Nie jest łatwo doznać tak nagłego i intensywnego spotkania z inna kulturą, rasą, kiedy na co dzień  tego  nie masz, nawet na ulicy rzadko się to zdarza, a co dopiero, gdy rzecz dotyczy wspólnego mieszkania.
   Po kilku dniach zaczęłam się oswajać z nową sytuacją i nawet udawało mi się parę osób już rozpoznawać. Pierwsze dwie; Angela i Erica, mieszkały ze mną w pokoju. Obie były dobrze zbudowane, zresztą większość Jamajskich kobiet to „kawał  zbitego ciała”, jak nieudane kluski, kiedy przeholuje się z mąką. Zresztą, tym się w większości żywiły.  Najwięcej  ich zjadała Patricia i Sara. Ich kształtne „dwa półksiężyce” wychodziły poza techniczne parametry krzesła. Jednak mimo zniechęcającego wyglądu zewnętrznego, emanowały  ciepłym i dobrodusznym usposobieniem. Z pośród Jamajek szczególnie wyróżniała się Ophal.        Jej budowa ciała harmonijnie ukształtowana współgrała z jej delikatną, pociągłą twarzą na której często pojawiał się nieśmiały uśmiech, łagodny jak powiew wiosennego wiatru. Na początku naszej znajomości Ophal pochwaliła  się zdjęciem swojej 10-letniej córeczki, pięknej  „murzyneczki”  z długimi warkoczykami, o której mówiła: my sweet baby.
    Po tygodniu wspólnego mieszkania z Jamajkami zaczęłam bliżej poznawać ich kulturę. Wiele rzeczy nas różniło od siebie. Kuchnia, kultura osobista, sposób patrzenia na świat. Któregoś wieczoru dziewczyny urządziły  party. Wtedy zobaczyłam jamajski taniec, który  był dla mnie równie szokujący, jak pierwsze wejście do domku. W swym układzie jest niczym innym, jak tylko naśladowaniem aktu seksualnego, w jego najintensywniejszej fazie. Cała sztuka polega na tym, iż najlepszy tancerz, to ten który  „najgłębiej” zaprezentuje  swoje możliwości ruchowe bioder. Patrząc na nich, myślałam o plemiennych szczepach, które wyszły prosto z buszu i których  obyczaje  wytycza kult  natury.
Podobnie jak  w tańcu, czyli bez ograniczeń  Jamajczycy podchodzą do seksu. Seks traktują na równi z jedzeniem. Może to zdrowe podejście do życia, bo nie wyglądają na nieszczęśliwych. Po jakimś czasie, sama zaczęłam się zastanawiać, że może to właśnie oni mają rację, a ja jestem „ofiarą” chrześcijańskiej koncepcji czystości.  Problem w tym tylko, że większość  jamajskich kobiet  to samotne matki.
     Jamajski temperament nie omijał także mnie, aby uchronić się przed napastliwością  obrałam taktykę „zajętej”.  Kiedyś jedna z dziewczyn bez jakiegokolwiek skrępowania,  wypytywała mnie publicznie o  moją intymną sferę seksualną  . To też był dla mnie szok. One zaś,  nie mogły zrozumieć  mojej postawy wstrzemięźliwości.   Było dla nich czymś absurdalnym. Próbując dociec, skąd bierze się mój opór wobec  hedonistycznej swawoli, starały się zarazem go przełamać w przeróżny sposób- choćby chwaląc się możliwościami jamajskich kochanków. Jedynie Ophal zaprotestowała, mówiąc: No Seks! Because are Bebys!                   
         Czas w Laconii biegł szybko. W wolnych chwilach wybierałam się na plażę. Plaża była mała, jednak widok z niej był kojący wszelkie zmęczenie i nostalgię. Wprowadzał trochę sacrum do tego „plastikowego” i zabieganego amerykańskiego świata, w którym liczy się  tylko praca i   dolar. Patrząc na zalesione góry, które zamykały panoramę jeziora, myślałam o domu, zastanawiając się, jak daleko jest do Oceanu, który mnie z nim dzielił. Tu jestem tylko „ja” i przestrzeń, nie ma rozwydrzonych Jamajek, czepliwej szefowej, jest tylko cisza, którą co jakiś czas przerywa szum wiatru i odgłos fal uderzających o brzeg.
   W pierwszym miesiącu mego pobytu, gdy wróciłam z pracy, zabrałam się do gotowania, z pokoju wyszła Ophal. Właściwie to wszystkie wyjścia z pokojów prowadziły do kuchni, która była centrum życia. I tak przygotowując sobie potrawę, patrzę na Ophal… , i widzę, że ma  brzuszek . W spontanicznym żarcie,  dotykając lekko  jej wydętego brzucha, mówię: Oh  Baby? , a Ona, jakby w geście obronnym, wypierając się , odpowiada:  No Baby!
   W pracy z Jamajkami nie było idealnie, często wyczuwałam z ich strony chęć dominacji. Pewnego dnia ostro pokłóciłam się z Particią , dając jej jasno do zrozumienia, że nie jest moją szefową i nie może  po mnie „jeździć” , że jest takim samym pracownikiem jak ja.  Postanowiłam się do niej nie odzywać, dopóki nie zdobędzie się na przeprosiny.
Miałam wolny dzień, to był wtorek, zaplanowałam go na „wielkie pranie”. Zadzwoniła do mnie szefowa z pytaniem: czy bym nie pojechała z Ophal do szpitala, ponieważ jest chora. Zgodziłam się bez zastanowienia. Szefowa zawiozła nas do kliniki, poczekała do rejestracji, a później odjechała, mówiąc, że ma coś do załatwienia  i wróci po nas później. Po paru godzinach oczekiwania i obserwowania ludzi, zarazem pacjentów jak i lekarzy, zaczęłam się denerwować. Postanowiłam popytać o moją przyjaciółkę. Okazało się, że ma jeszcze jedno badanie.  Szefowa wróciła dopiero późnym popołudniem, właściwie tylko po mnie, Ophal została na obserwacji. Z tego, co zrozumiałam to powinna mieć  coś w rodzaju operacji, ale to bardzo dużo kosztuje.   Problem wysokich kosztów leczenia doświadczyłam na własnej skórze,  jak zachorowałam, moja tygodniowa pensja nie  zwróciłaby mi samego kosztu wizyty u lekarza.                                                                                                                 
       Po kilku dniach Ophal wróciła do domku.
  Mijał czas, dzień za dniem wypełniony ciężką pracą, ledwo starczało siły, żeby sobie coś ugotować. Jamajki tylko odgrzewały w mikrofali wcześniej przygotowane potrawy, kładły je na papierowe talerzyki i z nich jadły, wyrzucając jeden za drugim. Nie wyglądało to estetycznie, ale dla nich było bardzo praktyczne i szybkie. Talerzem posługiwały się od święta. Ja interesowałam się ich kuchnią, a oni moją. Jamajczycy lubią bardzo pikantne potrawy, dominuje ryż, drób, ryby i wspomniane kluski. Kiedyś próbowałam poczęstować mojego jamajskiego przyjaciela naleśnikami z czekoladą- nie  posmakowały mu, bo były za słodkie.  On też raz zrobił mi po swojemu rybę -   ale czułam  tylko chi li.
 Któregoś  wieczoru, dowiaduję się , że Ophal ma  bardzo silne bóle brzucha. Szefowa wezwała karetkę. Wszystkie oczekujemy w kuchni…, przyjechali…, lekarz zaczął badać ....
 Nagle wybiega Patricia z krzykiem i płaczem, wołając coś w rodzaju – Ophal odeszła!                            Rozległ się wielki szloch…., wszystkie chwyciłyśmy się za rękę, Particia usiadła zapłakana obok mnie i łapiąc mnie za rękę zaczęła po angielsku mówić „Ojcze nasz”, dokonując  w ten sposób nietypowego gestu  pojednania.   Po chwili patrzymy.., na noszach wynoszą Ophe przykrytą…, wszystkie „wyją”- nie wiem co się dzieje, czy Ophal umarła?, czy nie? -myślę: ale twarz przecież nie zakryta…, modlę się w myślach  w swoim języku, Boże ocal Ophe!
Okazało się, że zemdlała z bólu, ale nie wiele brakowało. Miała silne krwawienia, które ukrywała.
   Po zdarzeniu, przyszła  siostra mojej szefowej,  której kierownictwu podlegała Ophal, Jamajczycy nazywali ją „ The cold bitch ”. Gdyż w kontaktach z ludźmi rzeczywiście nią była. Ale tego dnia, objawiła swoją ludzką twarz wrażliwej  kobiety, kiedy w przejmujący sposób zapytała nas: czy wiecie…, że Opha była w ciąży? ;… po co pojechała do Bostonu? Wiedziałyśmy, że była w Bostonie kilka dni, ale myślałyśmy, że pojechała do rodziny-tak przynajmniej mówiła. Wszystkie byłyśmy  przerażone. Po wyjściu szefowej , Patricia stwierdza: -po chwili milczenia- to dlatego potrzebowała kilka tysięcy dolarów… , po chwili dodając  z płaczem: oh God! ,  Baby, She…,  nie mogła tego  wypowiedzieć  . 
Po kilku tygodniach Ophal wróciła ze szpitala, zaczęła powracać do  zdrowia. Wydawać by się mogło, że wszystko już jest dobrze -Ophal znów się uśmiechała.
 Któregoś dnia po pracy, jak to zawsze bywało, spędzałam czas w kuchni, przygotowując sobie   obiadokolację.  Z pokoju wyszła Opha, trzymając w rękach  lalkę o wyglądzie niemowlęcia. Tuląc do swej piersi „małe  gumowe ciałko”; uśmiechając się do mnie, mówi z matczyną czułością:    my Baby, my sweet Baby!  
 Nie wiedząc co powiedzieć; posłałam jej delikatny przyjacielski uśmiech, którego naturalność,  została skrępowana wyglądem zszokowanej emocjonalnie twarzy, w bezradności, którą wyrażała  grobowa  doza  milczenia.
         Minął czas mego pobytu, nadszedł dzień wyjazdu z Laconii.                                                                    Wyjeżdżam, patrząc ostatni raz na zielone,  gdzie nie gdzie , mieniące się kolorami złocienia i purpury zalesione górzyste tereny New Hampshire- jadę do Bostonu. Myślę o Laconii; myślę o dziewczynach z domku. Zbliżając się do pierwszego przystanku mojej podróży, myślę o Ophie; o tym jaka była dla mnie dobra i miła, i przypominam sobie nasze spotkania w kuchni, kiedy zaglądałyśmy sobie do garnków, próbując swoich zróżnicowanych potraw. Przypominam sobie ten dzień, kiedy w żarcie, może pod wpływem jakiegoś  nadprzyrodzonego tchnienia, lub zwykłego naturalnego kobiecego instynktu - nie wiem, dotknęłam brzucha Ophal;, mówiąc : Oh Baby?                                                                                                     I  uświadomiłam sobie, że wtedy,  naprawdę  dotykałam „małe żyjące ciałko”, które milcząco i bezbronnie ukrywało się w  najmniejszym i najpiękniejszym świecie- największego cudu, kobiecego łona .
Pożegnałam się z dziewczynami słowami: Good-bye in  haeven!



Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Polska patriotów dwóch wojen i wspólnych polowań. Ks. Jerzy Igancy Lubomirski i jego zacni goście.

Grupa myśliwych w lasach książęcych przed 1914 r. Książę Jerzy Ignacy stojący pierwszy z prawej.          W ramach kontynuacji do ciekawych dziejów polskiej arystokracji czasów wojny, chcę dołączyć kilka wątków, które pozwolą niektórym wyciągnąć pewne wnioski, może odmienne niż pozostawione w niechlubnej tradycji i kultury po II wojnie światowej.         We wcześniejszym artykule przywoływałam działania patriotyczne i społeczne rodziny Lubomirskich w czasie II wojny św. Teraz nieco cofnę się w czasie do lat przed  rokiem 1918. Bowiem główny bohater i gospodarz, jest reprezentantem polskiego pokolenia rodowego przełomu dwóch ciężkich dla nas wojen. Ks. Jerzy Ignacy Lubomirski herbu Szreniawa bez krzyża, urodził się  w 30 lipca 1882 roku w Bakończycach koło Przemyśla, jako syn ks. Hieronima Adama . Posiadał tylko jedną siostrę ks. Karolinę (1878-1940).  Księżniczka Karolina Lubomirska na krótko przed śmiercią w 1940 r. W 1924 roku poślubił Annę Marie z Ałamó

Na Dworcu Centralnym w Berlinie

ZOB - Zentraler  Omnibusbahnhof Berlin (fot. DPaczowska)   Zanim wybierzesz się na wyprawę do Niemiec, zwłaszcza po drodze np.  lądując na głównym dworcu autokarowym ZOB  w Berlinie, warto wiedzieć o kilku  prostych sprawach  Buduje się Po pierwsze póki , co niemieckie budownictwo dotarło w końcu na smutny mały dworzec, który właśnie jest rozbudowywany , więc rozkopany, ale na szczęście nie przeszkadza to nadmiernie z przemieszczaniem się z dwoma walizkami. Co innego jeśli chodzi o dotarcie do toalety. Najważniejsza toaleta Jeśli chodzi o toaletę, to szukałam w budynku, okazało się, że jest tylko dla osób niepełnosprawnych, klucz trzeba odebrać z okazaniem ausweisu tj.  dowodu inwalidztwa.  Zaś  zdrowy pasażer  musi nieco pofatygować  się; przejść z prawej strony i zdecydować się zejść z torbami po schodach.  Choć nie są jednak wielkie, to sama myśl o znoszeniu kilkudziesięciu kilogramów, w dodatku po nocnej podróży - nie jest czymś pożądanym.  Drugą kwestią

Pani ze Starego Teatru

Alegoria, rzeźba na moście. Lubeka (fot. DPaczowska)  Wydaje się, że wiele nas dzieli, ale nie każdy wie, jakie wartości mogą nas bardziej łączyć. Mam tu na myśli dominujące obecnie w sferze publicznej napięcia miedzy nami Polakami, a Niemcami Odmienny  status  Na ogół znajdziemy pełno czynników niesprzyjających w nawiązywaniu wzajemnych  relacji, czy to z racji historycznych, politycznych, czy też mentalnościowych, to jednak muszę przyznać, iż ostatnie przypadkowe spotkanie z nieznajomą Niemką zmieniło nieco mój dotychczasowy ogląd rzeczywistości.  Jak dotąd, dostrzegałam wiele różnic i braków np. w zakresie współpracy naukowej, artystycznej  z pewnym symptomem wyższości, lepszego standardu, lepszych technologii, lepszego wszystkiego, co niemieckie, zaś to co nasze polskie, wydawało mi się zawsze dla Niemców mniej znaczące, a z racji zajmowanego przez nas na terenie Niemiec  statusu prac tymczasowych, usługowych z tego niższego sortu,   świadomość ta postępowała rów