Przejdź do głównej zawartości

Mężczyzna z Iraku - epizod straty


Mężczyźni nad Eufratem, Iraq (pixabay.com) 



Wiele dziś słyszymy o  wojnie na Bliskim Wschodzie, atakach terrorystycznych.  W mediach ciągle padają kwoty zabitych. Odżył też temat wojny w Iraku i udziału w niej w ramach misji sojuszniczej naszych żołnierzy, która była tam uznana za działanie wrogie, a tym samym niechlubne dla naszych żołnierzy. Komentarze są różne od krytycznych do pochwalnych;  włącznie z najnowszym prezydenckim odznaczeniem.  Nie mam tu zamiaru osądzać racji „za” lub „przeciw", a jedynie dotknąć egzystencjalną głębię dramatu ofiary wojny 

 
Lubeka, Plac Dworca Głównego ( DPaczowska ) 

W drodze powrotnej do Polski z Niemiec miałam trzy godziny luzu. Niestety, jeśli chodzi o dworzec w Lubece, to nie ma specjalnego miejsca, aby na dłużej przysiąść z bagażami. Już wcześniej odkryte  miałam jedno miejsce, turecką kawiarnie, zaraz przy placu z którego odjeżdżają autokary do Polski. Jej zaletą jest nie tylko położenie, ale również wyposażenie; poza kawą, można też coś zjeść, czy skorzystać z toalety bez targania się z bagażami po różnych przeszkodach.  Z drugiej strony, bardzo lubię tureckie kawiarenki, z racji swej prostoty. Atutem tej, w której się zatrzymałam jest też to, że prowadzi ją starszy sympatyczny pan-Turek. W otoczeniu baru byli stali klienci; dwóch starszych emerytów –Turków, oraz jeden emeryt Niemiec. Wyjątek stanowili goście przychodzący. Stanęłam przy stoliku przy barze przeznaczonym dla zazwyczaj dla kierowców, bez krzeseł.  Zagadał mnie jeden sąsiadujący przy stoliku starszy pan- Niemiec, sącząc piwko z puszki, opowiadał mi o swojej matce ze Śląska, która poznała jego ojca jeżdżąc do pracy w Niemczech.  W trakcie rozmowy oferował mi kolejkę kawy;  „może coś mocniejszego?” - zapytał. Odpowiedziałam : nie,   dziękuję, jeszcze mam kawę. „Dziadek  podaj piwo!” - zawołał Niemiec, tak nazywał tureckiego szefa baru, który spełniał życzenia klientów, słuchając rozmowy.  Znajdujący się przy barze panowie słuchali z zaciekawieniem, przyłączając się prostolinijnie do rozmowy z nieznajomą. Turkowie opowiadali, że pracowali wcześniej w Alpach w bardzo niskich temperaturach; było ciężko, ale teraz mogą cieszyć się ciężko wypracowaną emeryturą  oraz  dziećmi i wnukami. Jeden pokazał mi dumnie zdjęcie wnuka w telefonie, o dziw! z polskim imieniem- nie pytałam o szczegóły. Czasami jadą do Turcji, ale tylko w gościnę, wrócić ? - już by nie wrócili , choć swój kraj , to zawsze swój. W każdym innym człowiek zawsze czuje się obcym. Tam jest twój dom, gdzie znajdziesz miłość- spuentowałam. Przytaknęli.

Do kawiarenki przyszło dwóch klientów. Jeden młody, tak wiekowo  był gdzieś między trzydziestką, a czterdziestką, brunet z kręconymi włosami, urody jakby izraelskiej. Drugi, starszy około pięćdziesiątki może z plusem, szpakowaty brunet . Obydwaj stanęli sobie obok mnie i Niemca, celowo chcąc niejako zwrócić na siebie uwagę nowej klientki- turystki. Młody miał na głowie kaszkiet, zaczął się wygłupiać obracając nim na różne sposoby. Przypominał mi swoim usposobieniem zabawnego  bohatera z filmu „Życie jest piękne” w którego rolę wcielił się sam reżyser Roberto Benigni. Poczułam się nieco magicznie, jak w tym filmie. W międzyczasie z głębi kawiarni wyszedł jeden klient, opuszczając lokal. Niemiec mówi mi : „ że ten facet, to milioner!”  Ja z niedowierzaniem odpowiadam: „tak..”-  mówi dalej: ” to właściciel sławnej na cały świat fabryki marcepana. Ja  zdziwiona odpowiadam:  to taki bogacz i tu chodzi na kawę ?-  śmieją się wszyscy, potakując głowami… Co za paradoks myślę sobie; mówię:  a,  ja nawet starałam się do pracy w tej fabryce . Niemiec wyraził spontaniczny gest, aby go jeszcze gonić-  ale  w końcu nie ma co- pomyślałam; bo i tak wyjeżdżam, wracam do domu.
 
Bliski Wschód, mapa regionu Turcja- Syria- Irak- Iran

Pierwsza kawa już wypita, Niemiec proponuje mi coś mocniejszego, zdecydowałam się tylko na kawę, mówię :  że nie piję alkoholu gdy jestem w podróży, a poza tym wzięłam leki, bo jestem chora- akurat dorwało mnie przeziębienie. W kieszeni trzymałam tabletkę ekstra na katar, ale znajoma poleciła, że lepiej zażyć ją, jak już będę w autobusie, bo jej chłopaka zwaliła dosłownie  z nóg. Zapatrzony we mnie drugi mężczyzna, zaczął się bardziej przybliżać. Ogólnie rozmowa toczyła się o pracy w Niemczech, tęsknocie emigranta za swoim krajem. Przybliżył się,  mówiąc dalej: „ że jest z Iraku”. Oczywiście jak to bywa; panowie zainteresowani  pytają:  „czy mam męża itd.”, czyniąc przy tym pewne podchody.  Pan z Iraku mówi: „ że nie ma żadnej kobiety, że jest sam”. Jak to? żadnej kobiety, żadnej żony, rodziny?- pytałam zdziwiona –myślę sobie;  w końcu dojrzały mężczyzna.  Mówi po chwili z gestem machnięcia ręką w dół :  „wszyscy w grobie... cała rodzina została zabita w czasie wojny, żona, dzieci”- zamilkłam… po chwili powiedziałam, że bardzo mi przykro. 


  Rodzina Iracka (pixabay.com) 

Próbując nieco podnieść na duchu rozmówce, mówię mu, że nie jest jeszcze stary, może jeszcze kogoś znajdzie. Pogłaskał mnie po ramieniu przyjaźnie, tak prosto, jakby nie było żadnych granic, żadnych obcych. Poczułam się przez chwilę niekomfortowo, bo jednak instynkt samozachowawczy, czy też tzw. ”bańka”  bezpieczeństwa dały o sobie znak- nazywa się tak strefę bezpiecznej odległości od osób obcych, która gwarantuje również pewien komfort psychiczny. Jednak znając nieco różnicę kulturowe, odruch reakcji zachowania bezpieczeństwa zminimalizowałam spokojnym odwzajemnieniem gestu,  z opóźnionym odsunięciem się. Widać było w oczach nieznajomego, że szuka tego, co utracone. Szuka już w innym lepszym świecie, ale jednak zawsze obcym. Jest tak, kiedy człowiek pląta się samotnie po obczyźnie jak zagubiona dusza.


Iracka Pustynia, perspektywa z wojskowego pokładu helikoptera (pixabay.com) 



Ten  epizod straty„ Mężczyzny z Iraku” nie jest żadną żurnalową statystyką ofiar, jest ciągłą egzystencją utraconego domu, szczęścia, rodziny. Jest ciągłą samotnością, tęsknotą za kimś i próbą znalezienia uzdrowienia. Prosty gest serdeczności jest pragnieniem, by go odwzajemnić w niezobowiązującej chwili, która za chwilę przeminie w czasie, ale zostanie w pamięci, jak iskra płomienia dająca ciepło i światło w mroku nocy, pomimo tego, że się za chwilę wypali. Wszyscy rozprawiają o wojnach, zamachach, w mediach podaje się liczby ofiar. Im większa liczba, tym straszniejsza i ważniejsza informacja. Ale, czymś innym jest słyszeć o ofiarach, nawet w tych okrutnych liczbach, a czymś zupełnie innym patrzeć bezpośrednio osobie dramatu prosto w oczy. Poczuć jego stratę, zobaczyć samotną pustkę utraconego szczęścia człowieka, który szuka  swojego miejsca w świecie, nie tylko w tym obcym kraju, ale też  w drugim człowieku; tego, co święte, tego, co było domem, czymś bliskim, relacją,  również szukanej w tej jakże nieznajomej duszy i geście przyjaźni obcego ciała.  
Cóż, czy ofiarę wojny obchodzi jeszcze problematyka wojny: o co właściwie  ona się toczyła?  na co komu była potrzebna? dla czyjego interesu?...  
Myśli zajmuje głownie tylko to, że była ! i zabiła !... czyjeś życie, czyjeś imię i czyjąś miłość –Jego-  tak po prostu; tak od  strzału, od jednej serii, może od jednej nowoczesnej rakiety, czy też jakiejś  jednej, czyjejś skonstruowanej bomby.
A, potem tylko włóczy się człowiek jak duch Heathcliffa  po „wichrowych wzgórzach” szukając tego, co utracone i niespełnione,  okrutnie rozdzielone i  okryte mrokiem banalności zła tego świata.
Pożegnałam towarzyszy mojego krótkiego przystanku na drodze własnych wichrów. Młody „Benigni” zaoferował mi jeszcze pomoc z bagażem, ale podziękowałam, bo miałam blisko. Na pożegnanie pożyczyłam wszystkim: alles Gute, a Turkom powiedziałam: teşekkür ederim - dziękuję.



Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Polska patriotów dwóch wojen i wspólnych polowań. Ks. Jerzy Igancy Lubomirski i jego zacni goście.

Grupa myśliwych w lasach książęcych przed 1914 r. Książę Jerzy Ignacy stojący pierwszy z prawej.          W ramach kontynuacji do ciekawych dziejów polskiej arystokracji czasów wojny, chcę dołączyć kilka wątków, które pozwolą niektórym wyciągnąć pewne wnioski, może odmienne niż pozostawione w niechlubnej tradycji i kultury po II wojnie światowej.         We wcześniejszym artykule przywoływałam działania patriotyczne i społeczne rodziny Lubomirskich w czasie II wojny św. Teraz nieco cofnę się w czasie do lat przed  rokiem 1918. Bowiem główny bohater i gospodarz, jest reprezentantem polskiego pokolenia rodowego przełomu dwóch ciężkich dla nas wojen. Ks. Jerzy Ignacy Lubomirski herbu Szreniawa bez krzyża, urodził się  w 30 lipca 1882 roku w Bakończycach koło Przemyśla, jako syn ks. Hieronima Adama . Posiadał tylko jedną siostrę ks. Karolinę (1878-1940).  Księżniczka Karolina Lubomirska na krótko przed śmiercią w 1940 r. W 1924 roku poślubił Annę Marie z Ałamó

Na Dworcu Centralnym w Berlinie

ZOB - Zentraler  Omnibusbahnhof Berlin (fot. DPaczowska)   Zanim wybierzesz się na wyprawę do Niemiec, zwłaszcza po drodze np.  lądując na głównym dworcu autokarowym ZOB  w Berlinie, warto wiedzieć o kilku  prostych sprawach  Buduje się Po pierwsze póki , co niemieckie budownictwo dotarło w końcu na smutny mały dworzec, który właśnie jest rozbudowywany , więc rozkopany, ale na szczęście nie przeszkadza to nadmiernie z przemieszczaniem się z dwoma walizkami. Co innego jeśli chodzi o dotarcie do toalety. Najważniejsza toaleta Jeśli chodzi o toaletę, to szukałam w budynku, okazało się, że jest tylko dla osób niepełnosprawnych, klucz trzeba odebrać z okazaniem ausweisu tj.  dowodu inwalidztwa.  Zaś  zdrowy pasażer  musi nieco pofatygować  się; przejść z prawej strony i zdecydować się zejść z torbami po schodach.  Choć nie są jednak wielkie, to sama myśl o znoszeniu kilkudziesięciu kilogramów, w dodatku po nocnej podróży - nie jest czymś pożądanym.  Drugą kwestią

Pani ze Starego Teatru

Alegoria, rzeźba na moście. Lubeka (fot. DPaczowska)  Wydaje się, że wiele nas dzieli, ale nie każdy wie, jakie wartości mogą nas bardziej łączyć. Mam tu na myśli dominujące obecnie w sferze publicznej napięcia miedzy nami Polakami, a Niemcami Odmienny  status  Na ogół znajdziemy pełno czynników niesprzyjających w nawiązywaniu wzajemnych  relacji, czy to z racji historycznych, politycznych, czy też mentalnościowych, to jednak muszę przyznać, iż ostatnie przypadkowe spotkanie z nieznajomą Niemką zmieniło nieco mój dotychczasowy ogląd rzeczywistości.  Jak dotąd, dostrzegałam wiele różnic i braków np. w zakresie współpracy naukowej, artystycznej  z pewnym symptomem wyższości, lepszego standardu, lepszych technologii, lepszego wszystkiego, co niemieckie, zaś to co nasze polskie, wydawało mi się zawsze dla Niemców mniej znaczące, a z racji zajmowanego przez nas na terenie Niemiec  statusu prac tymczasowych, usługowych z tego niższego sortu,   świadomość ta postępowała rów