Przejdź do głównej zawartości

„Nie ma duchów chuliganów”- trzykrotne ocalony, aby ocalić



Światło w lesie (DPaczowska) 


Dla tych, co nie wierzą w duchy, to historia nie do uwierzenia. Ale fakt pozostaje faktem, że opatrzność Boża jest tak samo niepojęta dla nas, jak i jej wyroki. 

Są chwile w naszym życiu, w których zadajemy pytania wątpliwe, zwłaszcza w sytuacjach, gdy wydaje się, że coś takiego jak Boża Opatrzność nie istnieje. Negacje jej potęgują nasze doświadczenia, traumy i niesprawiedliwość śmierci, istnienie zła. Bowiem, jak to jest, że umiera niewinna kochana osoba, dobra dusza- anioł naszego życia, a niejeden przysłowiowy drań ciągnie do setki ? jakby nawet śmierć omijała go szerokim łukiem. Trudno w takich sytuacjach nie zanegować istnienia Boga, albo co najwyżej założyć, że jest, ale nie miesza się w nasze sprawy i coś takiego jak jakiś Boski zamysł nie istnieje, co najwyżej jako ślepa wypadkowa losu, jak trafiona zbłąkana kula, lub ta chybiona.


Prom nad Sanem, pierwsze ocalenie
     

  Poniższe świadectwo jest fragmentem ze wspomnień  ks. Jolanty Lubomirskiej - Pierré,  która  z powodu  utraty Ojca - jedynego opiekuna, została adoptowana przez ks. Michała i Jego rodzinę i przebywała  do czasu emigracji pod ich opieką.
  
   Do gimnazjum chodził  Michał w Leżajsku i ostatnie lata mieszkał u jednej pani, która wynajmowała pokoje studentom. Ona bardzo go lubiła i w czasach wojennych zdarzyła się Księdzu dziwna historia.
Było to w Rozwadowie, prawdopodobnie w roku 1940 lub 1941. Most na Sanie został zniszczony w 1939r., w czasie działań wojennych i z jednego brzegu na drugi przepływali ludzie promem. Ks. Michał, który od początku okupacji niemieckiej był czynnym członkiem AK, musiał koniecznie tego wieczoru przedostać się na drugą stronę Sanu z bardzo ważnym zleceniem, o ile pamiętam do oddziału Jana (Jan był słynnym dowódcą oddziałów partyzanckich w lasach rzeszowskich). Tego dnia San był bardzo wzburzony i przejazd promem był prawie niemożliwy. Pomimo tego kilkanaście osób czekało na brzegu, aż przewodnik zdecyduje się na przewiezienie ich na drugi brzeg. Czekając, Michał spacerował po wałach, było już prawie ciemno. Wtedy przeszła obok niego jakaś kobieta, identycznie podobna do pani z Leżajska, u której mieszkał jako student, która kilka lat temu umarła. Przechodząc obok niego powiedziała : „Ty dzisiaj nie popłyniesz promem” i odeszła. Gdy się odwrócił, aby z nią porozmawiać- ona znikła. Gdy przyszedł ponownie na brzeg, ludzie, którzy chcieli przeprawić się na druga stronę Sanu, tak nalegali, że przewodnik zdecydował się na przejazd, mimo, że rzeka była bardzo niebezpieczna. Michał, uwzględniając dziwną przestrogę, zrezygnował. Prom odpłynął, ale na środku Sanu przewrócił się i wszyscy się potopili.[…][1]

   
13 maja 1942  roku wioska  Żołynia, drugie ocalenie 


Datę tego ocalenia podaje biograf ks. Michała śp. pan Jan W. Lachendro. Trudno ustalić, czy owa data dotyczy akurat tego ocalenia. Gdyż w opisie, który przytaczam akurat nie jest przyporządkowana. Jednak lata się zgadzają, ponieważ dotyczą czasu ściągania listem gończym przez gestapo ks. Michała i okres jego tułaczki w latach 1940-44.

        W czasie okupacji niemieckiej, gdy już się ukrywał po ucieczce z Rozwadowa, pracował jakiś czas jako leśniczy pod przybranym nazwiskiem, gdzieś w lasach rzeszowskich, zawsze związany z tamtejszymi oddziałami AK. Miał chrzestnych rodziców w Żołyni, małej wiosce położonej w środku lasów, dokąd Niemcy nigdy nie przyjeżdżali, prawdopodobnie obawiając się oddziałów partyzanckich. Gdy Michał czuł się bardzo zmęczony, udawał się do nich na kilka dni, aby odpocząć, pewny, że tam Niemcy go nie znajdą.
Jednego razu zjawił się u nich, obiecując sobie kilka dni odpoczynku. W nocy miał dziwny sen. Zjawił się jego szwagier, który zmarł jakiś czas wcześniej w obozie koncentracyjnym, zaaresztowany za ukrywanie rodziny żydowskiej. Powiedział mu: „Was tu wszystkich wystrzelają”. A Michał: „Wiesz to wiedzą nadprzyrodzoną?”. Szwagier tylko powtórzył: „Was tu wszystkich wystrzelają” i zniknął. Sen był tak realny, że Ksiądz obudził się, wstał i podziękowawszy chrzestnym, nocą wyszedł z Żołyni, pomimo ich zapewnień, że z pewnością Niemcy nie przyjdą. O świcie zjawił się we wsi oddział esesmanów, przeszukali całą wieś i te osoby, które nie były stałymi mieszkańcami Żołyni, rozstrzelali tego samego dnia. […][2]

Pogrom niemiecki- chłopiec, trzecie ocalenie


To ocalenie jest jednym z najbardziej wzruszających, bowiem dotyczy zdarzenia, w którym ocalającym Michała i żołnierzy jest  chłopiec. Jest to fragment świadectwa ze wspomnień śp. m. Alicji Marietty Kopińskiej.

Ksiądz Potaczało był patriotą- w pełnym tego słowa znaczeniu. Od niego właśnie nauczyłam się prawdziwej historii Polski, zwłaszcza dotyczącej dziejów przedwojennych i okresu budowania socjalizmu. Ksiądz ukazywał prawdziwe oblicze Polski walczącej w okresie okupacji hitlerowskiej i zmagań narodu o społeczno-polityczne oblicze przyszłego państwa. Dużo mówił o partyzantce i Armii Krajowej, ponieważ sam osobiście doświadczył życia w poniewierce. Ileż racy nasłuchaliśmy się o jego tułaczce, życiu w bunkrach, jamach, o pacyfikacji wsi, która i jego dotknęła. Żywo pamiętam opowiadanie ukazujące jak razem z żołnierzami zostali ocaleni z pogromu niemieckiego, ostrzeżeni przez młodego chłopca, który- jak się okazało- wcześniej został zabity przez Niemców. Ksiądz Michał był głęboko przekonany, że była to „interwencja niebios”. W tym też kontekście często powtarzał, że nie ma co się bać duchów, bo nie ma „duchów-chuliganów”; Pan Bóg nie posyła duchów dla straszenia ludzi, ale dla ostrzeżenia i pomocy. […][3]

    

  Zamysł ocalenia


W postawionym na początku pytaniu o opatrzność Boga, celowość, czy tzw. plan- zamysł Boży, musimy stwierdzić, że przez pryzmat naszego życia może on nie być dla nas jeszcze dostrzegalny, gdyż nie możemy go dojrzeć tak wyraźnie,  jak  ma to miejsce w cudzej zapisanej i domkniętej księdze życia.  Oczywiście od strony negatywnej możemy zadać pytanie; dlaczego ocalił jednego, a nie innych na tej rzece, czy w Żołyni?  Dlaczego Bóg pozwolił, by dorosły mężczyzna żył, a młody chłopiec był ofiarą ? Odpowiedź nie jest dostrzegalna teraz, ona wyłania się dopiero w dalszej drodze w tajemnicy nieznanego zamysłu.  Objawia się on  jakby na przekór doświadczanego istnienia zła, bez względu na to, czy będzie ono czymś bezpośrednio związanym z działaniem człowieka, czy też nie.  Na tej ścieżce pojawiają się nowe znaki tegoż planu, jeden z nich, to  wyciągnięcie z grobu jeszcze niedobitych ofiar okrutnej i bezdusznej zbrodni, okrytej  jej własnym mrokiem i leśnym piachem.






[1] Zakochany w każdym człowieku. Wspomnienia o ks. Michale Potaczale -APOSTOLE DOBROCI i wybór jego pism. JAN W. LACHENDRO, Kraków- Chrzanów 2005, s. 12.
[2] Tamże s. 14.
[3] Tamże, s. 14-15. 

Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Polska patriotów dwóch wojen i wspólnych polowań. Ks. Jerzy Igancy Lubomirski i jego zacni goście.

Grupa myśliwych w lasach książęcych przed 1914 r. Książę Jerzy Ignacy stojący pierwszy z prawej.          W ramach kontynuacji do ciekawych dziejów polskiej arystokracji czasów wojny, chcę dołączyć kilka wątków, które pozwolą niektórym wyciągnąć pewne wnioski, może odmienne niż pozostawione w niechlubnej tradycji i kultury po II wojnie światowej.         We wcześniejszym artykule przywoływałam działania patriotyczne i społeczne rodziny Lubomirskich w czasie II wojny św. Teraz nieco cofnę się w czasie do lat przed  rokiem 1918. Bowiem główny bohater i gospodarz, jest reprezentantem polskiego pokolenia rodowego przełomu dwóch ciężkich dla nas wojen. Ks. Jerzy Ignacy Lubomirski herbu Szreniawa bez krzyża, urodził się  w 30 lipca 1882 roku w Bakończycach koło Przemyśla, jako syn ks. Hieronima Adama . Posiadał tylko jedną siostrę ks. Karolinę (1878-1940).  Księżniczka Karolina Lubomirska na krótko przed śmiercią w 1940 r. W 1924 roku poślubił Annę Marie z Ałamó

Na Dworcu Centralnym w Berlinie

ZOB - Zentraler  Omnibusbahnhof Berlin (fot. DPaczowska)   Zanim wybierzesz się na wyprawę do Niemiec, zwłaszcza po drodze np.  lądując na głównym dworcu autokarowym ZOB  w Berlinie, warto wiedzieć o kilku  prostych sprawach  Buduje się Po pierwsze póki , co niemieckie budownictwo dotarło w końcu na smutny mały dworzec, który właśnie jest rozbudowywany , więc rozkopany, ale na szczęście nie przeszkadza to nadmiernie z przemieszczaniem się z dwoma walizkami. Co innego jeśli chodzi o dotarcie do toalety. Najważniejsza toaleta Jeśli chodzi o toaletę, to szukałam w budynku, okazało się, że jest tylko dla osób niepełnosprawnych, klucz trzeba odebrać z okazaniem ausweisu tj.  dowodu inwalidztwa.  Zaś  zdrowy pasażer  musi nieco pofatygować  się; przejść z prawej strony i zdecydować się zejść z torbami po schodach.  Choć nie są jednak wielkie, to sama myśl o znoszeniu kilkudziesięciu kilogramów, w dodatku po nocnej podróży - nie jest czymś pożądanym.  Drugą kwestią

Pani ze Starego Teatru

Alegoria, rzeźba na moście. Lubeka (fot. DPaczowska)  Wydaje się, że wiele nas dzieli, ale nie każdy wie, jakie wartości mogą nas bardziej łączyć. Mam tu na myśli dominujące obecnie w sferze publicznej napięcia miedzy nami Polakami, a Niemcami Odmienny  status  Na ogół znajdziemy pełno czynników niesprzyjających w nawiązywaniu wzajemnych  relacji, czy to z racji historycznych, politycznych, czy też mentalnościowych, to jednak muszę przyznać, iż ostatnie przypadkowe spotkanie z nieznajomą Niemką zmieniło nieco mój dotychczasowy ogląd rzeczywistości.  Jak dotąd, dostrzegałam wiele różnic i braków np. w zakresie współpracy naukowej, artystycznej  z pewnym symptomem wyższości, lepszego standardu, lepszych technologii, lepszego wszystkiego, co niemieckie, zaś to co nasze polskie, wydawało mi się zawsze dla Niemców mniej znaczące, a z racji zajmowanego przez nas na terenie Niemiec  statusu prac tymczasowych, usługowych z tego niższego sortu,   świadomość ta postępowała rów