Kilka epizodów z życia wzięte.
Epizod Pierwszy "Babę zesłał Bóg..."
Zastanawiając się nad kolejnym tematem, zgodnym niejako z priorytetem niniejszego Bloga, od dłuższego czasu chodzą mi po głowie pewne epizody z życia.
Pierwszy z nich, jest przypadkową rozmową z pewną Panią z Wieliczki.
Spotkałyśmy się w Ośrodku Egzaminacyjnym dla kierowców. I tak od słowa do słowa, przeszłyśmy do tematu Kościół.
Ja podzieliłam się krótko swoją frustracją, zwłaszcza, dotyczącą miejsca kobiety oraz osób świeckich w Kościele, zwłaszcza tych, które na poważnie, odczytały w swym życiu pragnienie Bożego powołania do pracy na "roli Pana".
Niestety, zgodnie z ewangeliczną zasadą "słudzy my nie użyteczni..", trzeba tę prawdę "na chwałę Bożą", przyjąć w ramach swojego uświęcenia i życiowej misji i zostać prawdziwą ofiarą bycia już "nieużytecznym", no chyba że "Pan rzuci jakiś okruch ze swojego stołu", to możemy ucałować z czcią i oddaniem łaskawe ręce " - ale nie w tym rzecz najistotniejsza.
To, co mnie najbardziej zaciekawiło, to stwierdzenie mojej sympatycznej rozmówczyni; cyt. mam przyjaciół byłych księży [...]
O, jeszcze nie spotkałam osoby w swoim otoczeniu, a nawet wśród przypadkowo napotykanych ludzi, która by coś takiego powiedziała. Choć od dawna za mną chodzi los ludzi, którzy jakoś zawadzają na drodze powszechnej idei świętości, doskonałości, opartych na dogmacie "nieomylności", który wydaje się być przynależny nie tylko papieżowi.
Dalej parafrazując wypowiedź; odeszli, bo to co zastali wewnątrz, okazało się zupełnie czymś innym niż oczekiwali. I wielu rzeczy nie wytrzymali.
Dodała m.in., że ci młodzi jeszcze gorsi, tylko kasa się liczy..., nikogo nie szanują, ani niczego [...]
Trochę napatrzyłam się na tych kleryckich chłopców, to wiem, że jeszcze nie dość dojrzali, by podejmować decyzje o oddaniu swojego "ja" na służbę cudzego stanowienia o wszystkim Zresztą jaka dojrzała osoba by sobie na to chciała pozwolić. Zrobili swój życiowy krok w dorosłość, prosto z "pod cyca mamy" do "cyca większej matki", i to nawet lepszy niż np. do "cyca młodej żony", bo młoda "gołąbka" tak szybko kariery nie pomoże rozwinąć; np.bycia gwiazdą na parafii ( może za wyjątkiem dnia wesela}, zostania bożyszczem ludzi, czystych rączek, garniturka, pracy bez potu i innych frykasów.
Później "matka" po okresie bycia godnym szczytnych zaślubin, staję się " małżonką," której nie można już zdradzić na wieki wieków. Amen.
No i jak w każdym dobrym pijarze, przychodzi weryfikacja z realiami.
Czy ktoś z was katolików ma za przyjaciela "zdrajce", albo "zdrajczynie ślubów wieczystych" ? Hm...
Oczywiście chodzi mi o tych , co poszli za tym prawdziwym zgorszeniem w kościele, czyli za tzw."Babą".
Gdyż zdrada, wyłącznie dotyczy "konfliktu sakramentalnego", "bractwa kapłańskiego" , "posłuszeństwa", a nie braku jednorazowej, domniemanej słabości, bez względu na preferencje. Konkluzja niebawem sama wybuchnie, jak Etna z podziemi wyleje swą lawę, zbyt długo milczącą,.to tylko kwestia czasu.
Tym bardziej żałowałam, ze nie zdążyłam się z moją rozmówczynią na tyle rozmówić, by się jeszcze umówić.
Drugi epizod będzie jeszcze ciekawszy ...,
ale zapraszam po przerwie bez reklamy!
Komentarze
Prześlij komentarz