. Katedra w Trier. Otwarcie św. Szaty w 2012 r. (fot. z obrazka DP) |
Każdy czas w historii ludzkości, a zarazem w osobistych doświadczeniach indywidualnej
substancji natury rozumnej, którą Boecjusz nazywa osobą przemierza swoją drogę
życia. W pewnych jej przejawach jest ona swoistą via crucis. W tym wymiarze jednoczy się niejako z tą jedną drogą, w
której zło jakby bierze władzę nad życiem. W tym aspekcie jest losem przegranej
miłości i pokoju w świecie, jakiegoś ogólnego dobra. W życiu osobistym to droga
ukrzyżowania, jakiegoś szczęścia w nas, kończącą się najczęściej śmiercią, zwycięstwem
czegoś innego niż to, co oczekiwane. Kończy się jakimś osobistym dramatem,
pełnym cierpienia, niespełnienia, niesprawiedliwości, może nawet zawieszenia w
próżni własnej egzystencji, złamaniem tego, co jest w nas życiem, sensem, wartością podstawową.
Zło, które zwycięża, to konsekwencja niewybranego dobra. To
przewartościowanie rzeczy tego świata nad te wszystkie, które pozwalają
królować miłości i sprawiedliwości. To zdrada za jakieś srebrniki, to chęć
zniszczenia za cenę panowania, utrzymania władzy, rozszerzania wpływów, by mieć
jej coraz więcej w złym duchu imperializmu, również wykorzystującego dla ów
panowania religii na własny użytek, jak ma to miejsce w tzw. radykalizmie danej
dominacji. Przypomnijmy siebie tu rolę uczonych w piśmie i Arcykapłanów,
których lęk wobec novum nauk Jezusa z Nazaretu stał się głównym powodem do Jego
zgładzenia. Jego posłannictwo, chęć zmiany systemu religijno-społecznego, który
poszedł za bardzo w stronę litery prawa- nie miał tu właściwego posłuchu. Torujący drogę ,
wychodzący ponad zastałe ludzkie ograniczenia stał się wrogiem wszystkich,
którzy chcieli na siłę utrzymać, to co
dawało im poczucie władzy i pewność kroków, pewność dla ich kulawego prawa.
Tymczasem prawo to, choć zwane przez nich „świętym” stało się ciemiężcą
wolności dusz ludzkich i karykaturą Boga, na którego w ich przestrzeganiu się
powoływali. Karykaturą było bowiem dlatego, że wykluczało transcendencje
miłości, która według mistrza z Nazaretu ma być wypełnieniem prawa. Nie brało
też pod uwagę indywidualnych uwarunkowań danego problemu, co do osoby ludzkiej.
Tu symptomatycznym naruszeniem ograniczenia prawa stanowionego, a tym samym wypełnieniem
prawa przez Chrystusa jest uzdrowienie w Szabat, czyli złamanie prawa na rzecz
dobra bliźniego, a nie przestrzeganie prawa dla samego prawa. Wówczas gdy prawo staje się nadrzędną
wartością panowania nad człowiekiem, jest jego nadużyciem. W historii ludzkości możemy podać wiele
takich nadużyć. W Auschwitz jeden z byłych więźniów wskazał, że największym
grzechem była obojętność, dodając przez nią nowe przykazanie do dziesięciu „nie być obojętnym”. Tak
naprawdę w tym czasie nie potrzebowano żadnego dodatkowego przykazania, bowiem
wszystkie te dane ludzkości były łamane, a jeśli jakieś były, to nie wypełniało
je to jedno przykazanie „miłości bliźniego”. Czy naziści nie przestrzegali
prawa, owszem, we wszystkim byli skrupulatni, tak samo jak w rachunkach dot.
swoich planów, czy nawet , co do wyliczeń kartek żywnościowych, tu też
obowiązywało prawo, ale tylko dla jednych, tych, których trzeba było
wyniszczyć. Dziś rachunki dalej pełnią
ważną rolę, w czasie korona wirusa w Chinach ; zdążono już policzyć, o ile dzięki temu nieszczęściu w atmosferze zmniejszył
się poziom dwutlenku węgla. Czy to nie jest przerażające, że są ludzie, którzy
tak rachują.
Via crucis to droga przegranej w różnych
punktach omega historii ludzkości. W tych osobistych to pojedyncza ofiara,
czyjeś cierpienie rozczłonkowanego ciała… czyjeś ostatnie tchnienie, to
poderznięte gardła, zgwałcone dzieci, kobiety obdarte ze swoich weselnych szat,
chromi, których nie ma kto uleczyć,
pędzący szatani w ciężarówkach po
ulicach miast. To zburzone dzieciństwo,
to zburzone świątynie życia, które zniszczył jakiś plan, ale czyj on był?…. tak,
a może to jednak kara- jeśli jest to tylko skutkiem tego, co sam człowiek
wybrał, a właściwie rządzący. A, wybrał stanowienie prawa do wszystkiego bez
prawa do jego wypełniania tym, co nie czyni go karykaturą wszelkich rządów.
Jeśli więc prawo przedkłada się nad dobro człowieka, ustawę, władzę nad jednym,
czy wieloma bez odniesienia do przykazania miłości jest ono zawsze via crucis, drogą w której przegrywa
miłość i sprawiedliwość Boża z ludzką pychą, to przegrana, w której nie wybiera
się miłości, ale prawo stanowienia własnej władzy z prawem do niszczenia tego,
co jej zamysłom przeszkadza, zazwyczaj przeszkadza ktoś, kto nie jest wobec
niej ślepy, albo jej przeszkadza nie chcąc być poddanym. Ślepiec nie zna światła, skoro nie wypełnia
tego, co nim jest, ale nawet wobec prawa
może być strażnikiem gorliwym, najlepszym w swym mniemaniu, skłonnym do zrywania w randze swego majestatu cudzych szat, swoich
mu nazbyt szkoda. Gdzie kończy się via
crucis, a gdzie zaczyna drogą w drugą stronę? Gdy rozerwana zostanie
zasłona, dzieląca prawdę z poznaniem, zasłona obłudy tego świata i każdego
systemu, który jest często prawem stanowienia jednych, a uciskiem dla innych. W
każdym aspekcie może stać się zagrożeniem z odwróconymi wartościami do góry
nogami, jak symbol odwróconej prawdy, nazwanej przez zwodziciela kłamstwem,
tylko dlatego, że kłamstwo jest dla niego dogodniejszym towarem, lepszym
rachunkiem finansowym, czy dogodnym narzędziem sprawowania władzy, powiększania
swojego ego państwowego, czy osobistego w kierunku „ja jestem panem”, a nie
jakiś tam wymyślony „Bóg”. Brak odniesienia w ludzkim stanowieniu prawa do
wyższych wartości, w tym do prawa Bożego i Jego sprawiedliwości staje się
karykaturą wszystkich systemów rządzenia, nawet w jego demokratycznych ramach,
które przejmują wówczas rolę dyktatury mnogiej w formach jej właściwych. „Nie
miał byś władzy nade mną, gdy by ci jej nie dano z góry…”, to odniesienie jest
zawsze aktualne dla każdego, kto chce rządzić, bowiem tylko ten, kto ma
świadomość wyższego ramienia jest w stanie być sprawiedliwym, kto nie ma, ten staję się karykaturą swego
ego w namiętności władzy. Wiedziała to
dobrze św. Jadwiga, Król i Królowa Polski, dlatego jej władza i czas panowania
były najwybitniejszym okresem rozwoju Polski
tamtych czasów, a Królewskie Miasto stało się ośrodkiem nauki, sztuki i kultury
w całej Europie i świecie. Polska jeśli ma jakiś swój skarbiec narodowy, to
ten, jaki pozostawiła jej mądrość i wielkość swoich świętych, ale oni znali
swoją wartość, wiedzieli, co to znaczy własny interes, własny rozwój i
gospodarka, co to znaczy władza. Via crucis w wymiarze społecznym kończy
się wtedy, gdy zaczyna się nawrócenie ze złej ścieżki w kierunku chwalebniejszym
niż ucisk i śmierć. W wymiarze
osobistym, gdy wyzioniesz już ostatnią
łzę, wydasz ostatnie bolesne tchnienie, gdy staniesz nad grobem swojej przegranej
jak Chrystus nad grobem Łazarza, by zapłakać nad tym, czego nie mogłeś uratować
i poprosić o cud, łaskę drugiej szansy, o to, co wydaje się już
po ludzku niemożliwe. To jest transcendencja skończonego w kierunku nieskończoności.
To jest wiara, nadzieja i miłość. Wierze, ufam, kocham. Nic więcej w drugą
stronę nie potrzeba zwyciężać. Poznała
moc tej miłości jedna matka w Portugalii, której miłość matczyna domagała się
otwarcia małej białej trumienki swojej córeczki, taki cud drugiej szansy i tak też
ma na imię. Nigdy nie wiemy, czym nas życie może jeszcze zaskoczyć pozytywnie.
Zawsze to tajemnica Tego, Który z nami via
crucis przemierza, który wypowiada swoje umęczone pragnę… jedno z ostatnich słów zanim ostatecznie wyzionie
swego Ducha, by się wszystko w tym pragnieniu wykonało.
Komentarze
Prześlij komentarz