Przejdź do głównej zawartości

Pełnia życia. Uchwycić właściwy moment.



© DPaczowska .Piaski czasu  

Tak wiele jest dziś w naszym                                                                      świecie przeróżnej „nędzy”. W krajach, pozostających niejako w dawnym bloku wschodnim,  ludzi ugniecionych w „kołchozach” jarzmem  idei kolektywnej pracy za minimum kosztów produkcji, a maksimum wydajności jak np. w Chinach albo z drugiej strony rozpędzonego kapitalizmu, który niejako zaczął już tak ścigać człowieka, że nieraz dostaje on życiowej zadyszki, zatrzymując się  dopiero na jakiejś niewidzialnej ścianie „niemocy”, albo egzystencjalnego wypalenia. 

Kiedyś, zmęczona głęboko swoim absolutorium wiedzy, szukałam czegoś do czytania, a właściwie do odkrycia, jakiejś małej perełki w długim ciągu książkowych publikacji wielkich tego świata. Bo oni mi się już znudzili, nawet wychodzili „bokiem”- strach się przed wszystkimi przyznać, ale nawet Święty Papież. Może to wina nadużycia krakowskiego monopolu.                                                                                       
Los mi sprzyjał, bo nie szukałam czegoś grubego, ani drogiego, gdzieś w cenie jednej dobrej kawy- może z lodami. Taka niepozorna książeczka z gustowną okładką z rzucającym się w oczy kompasem, umiejscowionym na tle saharyjskiej pustyni  i antycznej mapy świata na granicy którego, jakby piasek usypuje tajemniczy tytuł Pełnia życia, a poniżej zgrabnym piórem ziemskiego kreślarza mapy, zapisany podtytuł: Historie, które dodają odwagi. Hera Lind.  Znalazłam perełkę…

Cudowna życiowa wędrówka dla tych, co stracili ducha, czy też swój życiowy kompas- nie ważne gdzie;  czy na pustyni, albo w dzikim buszu, czy na jakimś miejskim areopagu pędzącego tłumu.
Dla zachęty,  zacytuję tylko jeden fragment z komentarza do jednego z opowiadań  „Droga do Emaus”, aby każdy z miłych czytelników sam uznał, czy chce jeszcze więcej…


Dostrzegać małe znaki
Czasami widzimy drzewa, ale nie widzimy lasu. Najczęściej wtedy, gdy ślepo się przy czymś upieramy. Gdy koniecznie musi być to lub tamto, taka a nie inna opcja. Gdy nie jesteśmy gotowi przyjąć, że istnieje alternatywa, że mamy wybór.  Potrzeba czasu, by otworzyć się na nowe możliwości. Warto też pamiętać, że zupełnie przelotne zdarzenie może zdziałać cuda, niepozorny człowiek może stać się wspaniałym przyjacielem. Jeśli naprawdę otworzymy się na niego. Gdy posłuchamy jego słów, popatrzymy mu w oczy.
        Dużo chętniej wracamy myślą do rzeczy minionych, chcemy znów znaleźć się w znanej już sytuacji, nie otwieramy się na nowości. Dopóki mamy przysłowiowe bielmo na oczach, nie ruszymy dalej ani kroku. Dopóki nasze myśli będą krążyć tylko wokół nas samych, z trudem będziemy rozpoznawać małe znaki, które mogą wskaż nam drogę do lepszego życia. Dopóki użalamy się na sobą, nic nie zmieni się na lepsze.
Oczywiście, każdy z nas ma w swoim życiu okresy pustki i dezorientacji. Jednak jeśli siedzimy wtedy z założonymi rękami albo błąkamy się bez planu i celu, nasze oczy pozostaną zamknięte na różne małe znaki.                                                                   Właśnie na trudnych szlakach powinno mieć się oczy i uszy otwarte. Po pierwsze po to, żeby uniknąć groźnych i bolesnych upadków. Po drugie- z uwago na fakt, że każda trudna ścieżka zawiedzie nas kiedyś na szeroką drogę.

 Pełnia życia. Historie, które dodają odwagi.  Wyd. W drodze 2008, s. 145 n.  tytuł oryginału : Voll im Leben, Múnchen 2007.

      
HERA LIND, ur. 1957r, studiowała germanistykę, muzykę i teologię, była także piosenkarką.   

Komentarze

  1. Bardzo mi się podoba. Nareszcie coś optymistycznego! I zgadzam się z tezą tej książki. Czasem sami jesteśmy tak pogrążeni w naszym żalu czy złości, że nie widzimy świata wokół siebie. I sami zamykamy się na różne możliwości.

    OdpowiedzUsuń
  2. Droga Edyto, dziękuję za optymistyczny komentarz. Ostanie artykuły były z piekła rodem, więc sięgnęłam po coś bardziej budującego (: A w życiu potrzeba takich dobrych znaków i pozytywnych bodźców by iść dalej (: Pozdrawiam!

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz

Popularne posty z tego bloga

Polska patriotów dwóch wojen i wspólnych polowań. Ks. Jerzy Igancy Lubomirski i jego zacni goście.

Grupa myśliwych w lasach książęcych przed 1914 r. Książę Jerzy Ignacy stojący pierwszy z prawej.          W ramach kontynuacji do ciekawych dziejów polskiej arystokracji czasów wojny, chcę dołączyć kilka wątków, które pozwolą niektórym wyciągnąć pewne wnioski, może odmienne niż pozostawione w niechlubnej tradycji i kultury po II wojnie światowej.         We wcześniejszym artykule przywoływałam działania patriotyczne i społeczne rodziny Lubomirskich w czasie II wojny św. Teraz nieco cofnę się w czasie do lat przed  rokiem 1918. Bowiem główny bohater i gospodarz, jest reprezentantem polskiego pokolenia rodowego przełomu dwóch ciężkich dla nas wojen. Ks. Jerzy Ignacy Lubomirski herbu Szreniawa bez krzyża, urodził się  w 30 lipca 1882 roku w Bakończycach koło Przemyśla, jako syn ks. Hieronima Adama . Posiadał tylko jedną siostrę ks. Karolinę (1878-1940).  Księżniczka Karolina Lubomirska na krótko przed śmiercią w 1940 r. W 1924 roku poślubił Annę Marie z Ałamó

Na Dworcu Centralnym w Berlinie

ZOB - Zentraler  Omnibusbahnhof Berlin (fot. DPaczowska)   Zanim wybierzesz się na wyprawę do Niemiec, zwłaszcza po drodze np.  lądując na głównym dworcu autokarowym ZOB  w Berlinie, warto wiedzieć o kilku  prostych sprawach  Buduje się Po pierwsze póki , co niemieckie budownictwo dotarło w końcu na smutny mały dworzec, który właśnie jest rozbudowywany , więc rozkopany, ale na szczęście nie przeszkadza to nadmiernie z przemieszczaniem się z dwoma walizkami. Co innego jeśli chodzi o dotarcie do toalety. Najważniejsza toaleta Jeśli chodzi o toaletę, to szukałam w budynku, okazało się, że jest tylko dla osób niepełnosprawnych, klucz trzeba odebrać z okazaniem ausweisu tj.  dowodu inwalidztwa.  Zaś  zdrowy pasażer  musi nieco pofatygować  się; przejść z prawej strony i zdecydować się zejść z torbami po schodach.  Choć nie są jednak wielkie, to sama myśl o znoszeniu kilkudziesięciu kilogramów, w dodatku po nocnej podróży - nie jest czymś pożądanym.  Drugą kwestią

Pani ze Starego Teatru

Alegoria, rzeźba na moście. Lubeka (fot. DPaczowska)  Wydaje się, że wiele nas dzieli, ale nie każdy wie, jakie wartości mogą nas bardziej łączyć. Mam tu na myśli dominujące obecnie w sferze publicznej napięcia miedzy nami Polakami, a Niemcami Odmienny  status  Na ogół znajdziemy pełno czynników niesprzyjających w nawiązywaniu wzajemnych  relacji, czy to z racji historycznych, politycznych, czy też mentalnościowych, to jednak muszę przyznać, iż ostatnie przypadkowe spotkanie z nieznajomą Niemką zmieniło nieco mój dotychczasowy ogląd rzeczywistości.  Jak dotąd, dostrzegałam wiele różnic i braków np. w zakresie współpracy naukowej, artystycznej  z pewnym symptomem wyższości, lepszego standardu, lepszych technologii, lepszego wszystkiego, co niemieckie, zaś to co nasze polskie, wydawało mi się zawsze dla Niemców mniej znaczące, a z racji zajmowanego przez nas na terenie Niemiec  statusu prac tymczasowych, usługowych z tego niższego sortu,   świadomość ta postępowała rów